wtorek, 19 marca, 2024

List ks. Adama Skwarczyńskiego: narodowe ofiarowanie Bogu codziennego krzyża Polaków jako egzorcyzm w walce o odzyskanie Ojczyzny

Share

Oto list, jaki otrzymałam dziś po wieczornej Mszy św. i modlitwie przed relikwiami św. Jana Pawła II od ks. Adama Skwarczyńskiego. List ten to zachęta do potraktowania naszej tragicznej sytuacji jako krzyża narodowego prawdziwych Polaków (pozostali, głaskani przez piekło, mają się dobrze). Oto list, który warto rozesłać po całym internecie. Zapraszam wszystkich ludzi dobrej woli do zdecydowanej pozytywnej odpowiedzi, danej nie tyle człowiekowi, co samemu Bogu: do przebaczenia naszym oprawcom i podjęcia krzyża za ich nawrócenie i wyrwanie Polski z niewoli diabła.
List od ks. Adama:

       Jezu, ufam Tobie!

       Pani Ewo,

       Podzielę się z Panią pewnym natchnieniem, otrzymanym 10 czerwca, po rannej Komunii świętej, i poproszę o modlitwę, bym umiał na nie odpowiedzieć. Furia osoby psychicznie niezrównoważonej, atakującej w tej chwili moje drzwi, jest dla mnie potwierdzeniem, że temat jest ważny i pilny!

       Najpierw było to nagłe uświadomienie sobie grozy, zasięgu i skutków diabelskiej okupacji, pod którą znajduje się obecnie Polska, a w chwilę potem – wskazanie niezawodnego sposobu na wyzwolenie nas z tego jarzma!

       Temat ten nie był mi obcy, gdyż, jak Pani pamięta, miał on być poruszony na antenie Radia Maryja kilka lat temu. Wtedy to pozwolono mi wygłosić tylko pierwszą z trzech pogadanek o naszym krzyżu (osobistym, ale i narodowym). Dwie następne zostały nagrane, ale najwidoczniej zły tak się ich przestraszył, że nie zostały wyemitowane. Teraz było to przypomnienie mi tego tematu, a zarazem zachęta do jego przepracowania i nagłośnienia.

       Sytuacja Polski przypomina mi tę, w której znalazła się mieszkająca nieopodal rodzina, która zwróciła się do mnie o pomoc – o egzorcyzmowanie domu, gdyż dziejące się w nim dziwne i zatrważające zjawiska stawiały go w szeregu „nawiedzanych” (oczywiście przez demony). Podobnych domów z terenu naszego kraju zgłoszono mi kilkanaście. W tym domu dochodziło nawet do tego, że demon posługiwał się kartkami spadającymi spod sufitu, by ludziom grozić albo sobie z nich kpić. „Ale się prosiakom wylatało!” – napisał wkrótce przed moim tam przybyciem. Rzeczywiście przeniósł wszystkie prosiaki z chlewa na dach stodoły – ok. 30 metrów, skąd spadały turlając się po kolei, gdy gospodarze wyszli rano z domu. „Ale było dobre…” – przeczytali kiedy indziej, a gdy zajrzeli do lodówki, zapełnionej żywnością kupioną poprzedniego dnia, była ona pusta! Miałem cały plik kartek z diabelskim pismem, jednak je spaliłem, nie chcąc trzymać ich w domu.

       Ponieważ użyte w tym domu środki okazały się bezskuteczne, pozostał najbardziej niezawodny i wypróbowany – właśnie ten, który chcę teraz zaproponować moim Rodakom. Stawiam go ponad egzorcyzmami, gdyż w jednej chwili, zastosowawszy go, z pokonanych stajemy się zwycięzcami. Przypomina on „pułapkę”, zastawioną na szatana przez naszego Odkupiciela, a opiewaną w liturgii wielkanocnej. Otóż kiedy piekło świętowało już tryumf nad znienawidzonym Galilejczykiem, nareszcie do końca zhańbionym, ukrzyżowanym pomiędzy łotrami – nagle przekonało się, że Jego krzyż stał się bramą Nieba. Bramą dla potomków pierwszych pokonanych w Raju: Adama i Ewy – dla wszystkich, którzy zechcą kroczyć drogą zbawienia.

  Jak to już opisywałem – zna Pani ten tekst, jest w internecie, chodzi teraz tylko o zastosowanie go do ratowania Polski – poprosiłem „nawiedzaną” rodzinę, by uklękła przed Bogiem, rozkrzyżowała ręce i wzięła na swoje barki codzienny krzyż udręk, ponoszonych szkód, zatrważających doświadczeń aż do czasu, w którym Bóg zechce ten ciężar z niej zdjąć. Mało tego: mieli ofiarowaćBogu ten swój krzyż za odebranie szatanowi dusz ludzi, konających każdego dnia w grzechu ciężkim. Uświadomiłem im, że uczyniwszy to, od razu z pokonanych stają się zwycięzcami, gdyż Bóg posłuży się ich ofiarą, by uratować od wiecznego nieszczęścia niektórych zniewolonych. Ich zwycięstwo powinno także przynieść inny upragniony skutek: uwolnienie ich domu od diabelskich napaści. Co rzeczywiście miało miejsce: w ciągu dwóch tygodni opisane zjawiska były coraz rzadsze, aż zupełnie ustały.

       Skuteczność podobnej metody działania tłumaczę sobie tym, że piekło natychmiast zauważa ścisły związek między ofiarą jednych, a nawróceniem innych. Nie może pogodzić się z myślą, że więzy, którymi krępowało coraz mocniej latami swojego niewolnika, nagle pękają, a jego dusza, którą już widziało jako swoją na wieki, obmywa się w głębokim żalu oraz we Krwi Jezusa i ulatuje do Nieba! Ponieważ szatan został pokonany swoją własną bronią, którą były udręki, zadawane przez niego znienawidzonym ludziom, ofiarowane przez nich Bogu – zaczyna omijać tychże ludzi jako dla siebie niebezpiecznych, więc wszystko się w takim domu uspokaja! Podobne zwycięstwo nad nim dokonało się w innym domu, atakowanym przez swąd spalenizny. Po latach bezskutecznego stosowania środków naturalnych, np. remontów, rodzina wykorzystała moją radę i „duch spalenizny” musiał odejść.

       Jestem całkowicie przekonany, że nawet niewielu ludzi – aby tylko „ognistych” (dalej to wyjaśnię) – niekoniecznie całe miliony – może wyrwać piekłu jego łup, któremu na imię Polska!!!

       Aby walka z piekłem i jego ludźmi bronią osobistego krzyża była skuteczna, jest jeszcze jeden warunek do spełnienia, dla niektórych może trudny: ludziom-narzędziom piekła trzeba z serca przebaczyć! Jeśli są naszymi nieprzyjaciółmi – czy to jawnymi, czy to ukrytymi, może nawet udającymi przyjaciół – tym bardziej! Nienawidząc ich – za zadane Polsce rany, za wieloraką biedę, w której pogrążyli naszą Ojczyznę, za egoizm i dorabianie się naszym kosztem, za ich kłamstwa i oszustwa, za ogłupianie nas przez media, za tworzenie „prawa”, które jest bezprawiem, za deprawację naszych bliskich, za usługi na rzecz mocodawców, jeszcze bardziej nas nienawidzących – nie usiłując im tego wszystkiego wybaczyć – dodajemy tylko zło do zła, a przecież nasz Mistrz wzywa nas do miłowania nieprzyjaciół! Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że nie zachowując tego przykazania – a podstawą jego zachowania jest właśnie przebaczenie – sami stajemy się grzesznikami, niegodnymi Bożego przebaczenia (także tego w konfesjonale, do którego nie mamy prawa w tym stanie się zbliżać!). Skoro jesteśmy wówczas w rękach piekielnego wroga, jak możemy pomóc innym od niego się uwolnić?

       Już słyszę odpowiedź niektórych: jednak zło jest złem, a ukrywanie go – jeszcze większym. Czyż więc mamy przerwać „rozmowy nieskończone”, przestać słuchać wszystkich ekspertów od wypunktowywania dziejącego się wielorakiego zła, odwołać marsze protestacyjne i strajki, a tym samym udawać bezsilnych i niemych? A oni będą nas bezkarnie atakować, okradać i niszczyć każdego dnia…?!

       Kimże są „oni”? – ja zapytam – czyż nie biednymi sługami piekła?! To nie z nimi mamy walczyć, lecz z ich panem o ich dusze! Większość powyższych akcji czyż nie jest manifestowaniem przed bramami piekła, wzbudzającym tylko śmiech demonów, gdy się im grozi lub „przemawia do rozumu”? Nawet miliony manifestujących, podpisujących, dopominających się o swoje, nie robią na piekle wrażenia, co tak oburza działaczy, skądinąd ludzi dobrych i ofiarnych… Marnowanie energii i czasu ich nie zraża, gdyż „na pewno następnym razem musi się udać” – twierdzą.

       Czy mamy przestać mobilizować Rodaków do gorliwszego Różańca za Ojczyznę, do „Oblężenia Jerycha” czyli siedmiodniowej modlitwy w kościołach i do innych tak potężnych modlitw, które mogą przynieść zwycięstwo? – zapytają inni… Albo zaprzestać używania wszelkich argumentów, inicjatyw, nacisków i modlitw ukierunkowanych na to, aby wreszcie Pan Jezus uznany został za Króla Polski, co mogłoby być dla nas ratunkiem…?

       Ależ skąd, absolutnie nie zaprzestawać! Żadne dobro, nawet najmniejsze i ukryte, nie pójdzie w zapomnienie na wieki, trzeba więc je podtrzymywać i pomnażać, gdyż tego Bóg od nas oczekuje. Należy mieć jednak świadomość, że to wszystko w obecnej chwili za mało. Bez dostatecznej liczby „żertw ofiarnych”, a więc ludzi podejmujących swój krzyż i ponoszących ofiary za uratowanie zniewolonych, Polska nie wybije się na niepodległość! Nie opadną z niej diabelskie kajdany i pęta! Nie wskaże innym narodom właściwej drogi, nie wyda ze siebie tej iskry, która ma przygotować świat do Paruzji czyli Przyjścia Pana!

       No dobrze – ktoś zapyta – ale powiedz mi księże, jak mam z serca przebaczyć moim dręczycielom i wrogom, skoro na sam ich widok zaciskają mi się pięści?! Jak im wszystko darować, gdy oni sami o to nie proszą, nie przepraszają nikogo, swoim sprytem i bezczelnością się chlubią, a dobrem wspólnym sami się pasą?!

       Nasza Królowa i Matka to świetna Nauczycielka i Wychowawczyni. Przypomnijmy sobie, jakiego użyła „argumentu”, by z małych dzieci w Fatimie ucznić mężne „dusze-ofiary” i apostołów w odniesieniu do największych grzeszników: po prostu… pokazała dzieciom piekło! Zresztą nie tylko im, ale nam wszystkim je wskazała jako nieustającą straszliwą groźbę, wiszącą nad głowami niepokutujących. Miesiąc później – 19 czerwca – powiedziała: „Wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił”.

       O moja kochana ziemio polska, tak dzisiaj ograbiana, niszczona, rozkradana! Chociaż twoich wrogów gotowi jesteśmy malować z rogami, kopytami i ogonem, podpisując te obrazki nazwiskami oficjeli i vipów – chyba absolutnie nie chcemy, by ci wzbogaceni (często naszym kosztem) biedacy poszli na wieczne potępienie!!! Wszak tyś poświęcona uroczyście Najświętszym Sercom Jezusa i Maryi! Mimo iż to poświęcenie potęguje nienawiść do nas piekła, jednak nie chcemy pozwolić na to, by nasi zniewoleni rodacy, a razem z nimi inne nacje nas niszczące, często ukryte pod polskimi nazwiskami, na naszej polskiej ziemi zasłużyły sobie na wieczne potępienie! Czyż nie żal nam tych ludzi?! Podobno najwięcej jest w piekle tych, którzy nie wierzyli w jego istnienie. Ci biedacy też pewnie w nie nie wierzą, a może niektórzy nabierają chwilami przekonania, że skoro ich pan teraz pomaga im żyć dostatnio i przyjemnie, nie będzie ich dręczyć w swoim królestwie ciemności… Gdyby zobaczyli swoje tam miejsce i rodzaje mąk, może inaczej zaczęliby żyć… Jak wielki ból sprawiają Jezusowi, który życie za nich ofiarował, a teraz stoi bezradny wobec ich opancerzenia wobec wszystkiego, co dobre i szlachetne… Jak pomóc naszemu Panu zdobyć te twierdze, a Niebu całemu sprawić wielką radość z nawrócenia grzeszników?!

       Odpowiedzi poszukajmy w wierszu Juliusza Słowackiego „Kiedy prawdziwie Polacy powstaną…”, skoncentrujmy się na jego trzech ostatnich zwrotkach, opiewających prawdziwe, wyjątkowe i zwycięskie powstanie naszego Narodu. Będzie ono możliwe, gdy duch (czyż nie Duch Święty?) odbędzie swoją robotę w polskich sercach, tłuczony przez złote (a więc papieskie?!) sztandary i przez bój wielki. To nagłe powstanie Polaków „na dawnym mogilniku” (czyż nie chodzi o nasze obecne polskie cmentarzysko – ruiny i zgliszcza tylu bardzo ważnych dziedzin życia?) ma być wielkim zaskoczeniem dla „Francuza” – dla całej zagranicy, stawiającej sobie pytania: „cóż to za bezimieńce” stają do walki (a więc ludzie skromni i prości, bez znanych nazwisk)? Jak przystąpili do tego boju, cichego a strasznego, któremu nie towarzyszą zwierzęce krzyki? Czy to ludzie z krwi i kości, czy raczej „jacyś upiorni rycerze”, potrafiący wznieść się na poziom dotychczas niespotykany: „za dusze walczą tylko duszą i ogniem biją niebieskim w pancerze”? Tak – podkreślmy to – ogniem niebieskim, a więc ogniem miłości, gdyż w Niebie nie ma innego!

       O Juliuszu, nasz wieszczu dobry, powiedz nam z Nieba: czyż nie nadszedł już dzień takiego powstania? Takiej duchowej walki? O wszyscy nasi Rodacy zbawieni, którzy przed tronem Boga wypraszacie nam łaski, czy ten ogień miłości już teraz może nam być dany? Ja myślę że tak!!! Wszak to rok wyjątkowy tych „sztandarów złotych”, swoim łopotem budzących polskie serca!

       Co więc mamy czynić, bracia? – zapytali Apostołów w dniu Pięćdziesiątnicy ich jerozolimscy słuchacze. Jeśli i polscy o to zapytają – odpowiedź będzie prosta, bardzo podobna do tamtej: uwierzcie w „ewangelię” – w polską (lecz duchową!) rację stanu, wyżej zarysowaną, a także przyjmijcie chrzest! Jaki chrzest? – bojowy! Reszty Bóg dokona!

    Mów jaśniej, tak po prostu, bez tych porównań i poezji – ktoś powie. Proszę bardzo! Uklęknij przed Bogiem i po swojemu powiedz Mu, że to wszystko, co do tej pory w codziennym, polskim, twoim własnym życiu było dla ciebie udręką, śmieciem, zbędnym i znienawidzonym ciężarem – od tej chwili staje się twoim krzyżem. Że to, co do tej pory cię trwożyło, napawało niepokojem o los twój i bliskich, od tej chwili staje się dla ciebie źródłem nadziei na zwycięstwo, skoro Bóg przyjmuje twoją ofiarę. Że wszystkie przekleństwa, które dotąd byłeś gotów rzucać na głowy twoich gnębicieli i pasożytów, zamieniasz na błogosławieństwo dla nich – zło chcesz pokonać dobrem, a duszom umarłym chcesz pomóc zmartwychwstać. Tak, zamieniasz na błogosławieństwo – uczyń je teraz, kreśląc krzyż na tle ich groźnych i nienawistnych oczu, ust wykrzywionych w udawanym uśmiechu, krecich serc zanurzonych w ziemi, rąk splamionych kradzieżą i zbrodnią, głów pełnych zabójczych i obłędnych myśli. Pobłogosław tych biedaków, którzy upadli tak nisko: chociaż są dziećmi Najwyższego Króla, służą Jego zajadłym wrogom. Twoje błogosławieństwo, połączone z twoim codziennym krzyżem za nich niesionym, uczyni dla nich polską ziemię drogą nie do piekła, a do Nieba!

       Czyż nie wiesz, że masz podwójny cel bytowania na ziemi: masz zdążyć zasłużyć sobie na jak największą wieczną chwałę, ale także innym w tym dopomóc? A więc ruszaj do boju o dusze! Nie musisz nawet szukać specjalnego umundurowania, czyniącego cię żołnierzem Boga – to już masz z Chrztu i z Bierzmowania – ani dodatkowego uzbrojenia, bo twój krzyż, złączony z Chrystusowym (łącz go w każdej Mszy świętej) w piekle budzi popłoch i przerażenie. Zastępy Aniołów i Świętych otoczą cię w tej walce, abyś „za dusze walczył duszą”. Bądź jak ogrodnik, który cieszy się z tego, że ma dobry nawóz, choć ten mocno cuchnie, a nie jak mieszczuch, który omija go z daleka, bo nie zna jego wartości. Ten „nawóz” to właśnie wszystkie utrapienia, które do tej pory niosło ci życie w Ojczyźnie. Skończ z narzekaniem, z biadoleniem, z niepokojem o przyszłość – z tym „zatykaniem nosa”, właściwym dla ignorantów i niedowiarków – gdyż „polski nawóz” ma szczególną wartość! Wyhoduj na nim najpiękniejsze kwiaty i drzewa – ożyw obumarłe dusze, skrusz pancerze – a ich wieczne szczęście stanie się i twoim udziałem! Pokaż „Francuzom”, co potrafi Polak, prawdziwie wierzący w Boga i kochający zarówno swoją Ojczyznę, jak i jej nieprzyjaciół! Daj im zrozumieć, co to znaczy, że „tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem” możemy być sobą, jak bywaliśmy dawniej!

       W ostatnim (nr 3-2014) dwumiesięczniku „Miłujcie się” znajdujemy wstrząsający artykuł o „Poznańskiej Piątce” – wychowankach Salezjanów. Po wybuchu wojny chłopcy przyłączyli się do konspiracyjnej walki zbrojnej. Zdradzeni, przeszli przez kilka więzień niemieckich, torturowani, wreszcie skazani na śmierć w tak młodym wieku: najmłodszy miał 19, najstarsi 23 lata. Na niecałą godzinę przed wykonaniem wyroku pozwolono im napisać listy pożegnalne do rodzin. Tchną one silną wiarą, pogodzeniem się z wolą Bożą, nadzieją na spotkanie z bliskimi w Niebie, głębokim pokojem, nie zakłóconym nawet przez wstrząsającą myśl: za ileś minut położę swoją głowę pod gilotynę! Wprowadzona przez Jana Pawła II do grona błogosławionych Poznańska Piątka szybko wśród męki niewoli dojrzała do tego, by – jak pisze autor opracowania – oddać swoje cierpienie Jezusowi w intencji nawrócenia swoich prześladowców i zatwardziałych grzeszników. Ich ostatnia prośba wstrząsnęła księdzem niemieckim, kapelanem Bänschem, gdyż mimo udziału we wszystkich – tak licznych w drezdeńskim więzieniu – egzekucjach nigdy więcej takiej nie usłyszał! Spełniając ją, musiał trzymać wysoko krzyż, by chłopcy do ostatniego momentu życia mogli wpatrywać się w niego…

       Ojczyzno ma, tyle razy gilotynowana przez wrogów, czy wpatrujesz się jeszcze w KRZYŻ? W ten Chrystusowy i w ten twój, narodowy? Odrąbano ci już ręce i nogi, na twoje serce i inne organy konieczne do życia czyhają oprawcy, by je „transplantować” do obcych krajów, ale pozostała ci jeszcze głowa! Czy w niej zdolna jesteś odczytać Bożą myśl, czy gasnący swój wzrok możesz skupić na KRZYŻU, wzniesionym nad tobą?! Ucałować go, przyjąć i ofiarować Bogu za swoich oprawców? Jeśli tak – zapewniam cię – ośmielę się nawet powiedzieć: zapewniam w Imieniu samego Boga – że w tym Krzyżu jest dla ciebie ratunek! Wystarczy ta twoja ofiara, byś zeszła z gilotyny, odzyskała zdrowie i siły, stanęła na własnych nogach, zwyciężyła odzyskując wolność, a nawet inne narody poprowadziła do zwycięstwa! A więc… WSTAŃ I IDŹ DO BOJU!!!

       „Kiedy prawdziwie Polacy powstaną – pisze Juliusz Słowacki – to składek zbierać nie będą narody, lecz ogłupieją, i na pieśń strzelaną (tak: na wiwat!) natężą uszy, odemkną gospody. I będą wieści z wichrami wchodziły (tak: z Wichrem Nowej Pięćdziesiątnicy!), a każda będzie serce ludów pasła. Nieznajomymi świat poruszą siły – na nieznajome jakieś wielkie hasła!”

       WSTAŃ I RUSZAJ DO BOJU, OJCZYZNO MA! ZA DUSZE WALCZ TYLKO DUCHEM, I OGNIEM NIEBIESKIM UDERZAJ W PANCERZE! Jesteś zdolna nie tylko za przyjaciół swoich oddać życie, ale nawet za nieprzyjaciół, by stali się przyjaciółmi Boga i twoimi, tutaj oraz w wiecznej chwale! I niech cię na ten bój bezkrwawy błogosławi, wejrzawszy na orędownictwo Królowej i milionów świętych Rodaków, Bóg Ojciec i Syn + i Duch Święty. Amen, amen, amen!

ks. Adam Skwarczyński

źródło: http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/

Słowacki Juliusz

Kiedy prawdziwie Polacy powstaną

Kiedy prawdziwie Polacy powstaną,
To składek zbierać nie będą narody,
Lecz ogłupieją… i na pieśń strzelaną
Więżą uszy… odemkną gospody…

I będą wieści z wichrami wchodziły,
A każda będzie… serce ludów pasła;
Nieznajomymi świat poruszą siły
Na nieznajome jakieś wielkie hasła.

Nie pojmie Francuz… co to w świecie znaczy.
Że jakiś naród… wstał w ciemności dymie,
Choć tak rozpaczny… nie w imię rozpaczy.
Choć taki mściwy – a nie w zemsty imię.

Nie pojmie… Jaką duch odbył robotę
W przeświętych serca ludzkiego – ciemnicach.
Iż przez sztandary je tłumaczył złote
I przez bój wielki – i w dział błyskawicach.

„Cóż to” – zapyta – „są za bezimieńce,
Którzy na dawnym wstali mogilniku?
Bój tylko widać i ogniste wieńce,
A zwierzęcego nic nie słychać krzyku!

Nie to nie ludzie z krwi i ciał być muszą.
Lecz jacyś pewnie upiorni rycerze,
Którzy za duszę walczą tylko duszą
I ogniem biją niebieskim w pancerze”.

Czytaj więcej

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Nowości