piątek, 29 marca, 2024

Generał Emil Fieldorf – „Nil”

Share

Poniżej niezwykle ciekawa rozmowa Anny Dąbskiej z zamordowanym generałem Emilem Fieldorfem, pseudonim Nil.

NIL” EMIL FIELDORF

– Witam Panią. Bardzo proszę, niech się Pani nie denerwuje, bo naprawdę nie ma czym. O mojej śmierci mogę mówić jako o egzaminie, który z pomocą Bożą udało mi się zdać. Bóg ustawia nasze życie tak, by dać nam największe możliwości wykorzystania go, z których na ogół niewiele korzystamy; lecz w warunkach trudnych mobilizujemy się, a w skrajnie trudnych następuje całkowita koncentracja, jeśli chcemy go zdać. Ponieważ takie otrzymałem, dostałem też odpowiednie do trudności wsparcie od Pana. Zawsze byłem wierzący.

Wiem, że w obozie byłem, aby nabyć doświadczenia (wywieziony w 1945 r. do ZSRR; powrócił wraz z innymi w
1947 r.);
to też była pomoc. Obóz wiele mi pomógł, przygotował mnie tak, że po aresztowaniu wiedziałem, z kim mówię: znałem ich metody, kłamstwo i podstępność.

Nie od razu zrozumiałem, że los mój jest przesądzony. Ale widzi Pani, jest tak, że nacisk ludzi budzi opór, a tylu moich przyjaciół i podwładnych zginęło w więzieniach niemieckich i rosyjskich, że nie widziałem powodu, dla którego ja, ich dowódca, nie miałbym podzielić również ich losu. Wieloletnia służba tak przygotowuje człowieka do oddania całego siebie na usługi Kraju, iż nie odczuwa on swojego losu jako nieszczęścia, a jako konsekwencję swojego wyboru życiowego, z którego był, a więc i pozostaje dumny.

Byłem już chory i długo bym nie żył, a tu Pan nasz dał mi takie możliwości dopełnienia ofiary. Nigdy nie zdołam odwdzięczyć się Bogu za tę wspaniałą okazję, szansę zbliżenia się ku Niemu.

Ojczyzna okazała mi zaufanie nadając mi stopień generalski, ale Pan zechciał, abym wobec mojej wielomilionowej, wielopokoleniowej, wiecznie żyjącej Ojczyzny w Jego domu stanął w godności oficera polskiego, który wie, komu służy i co reprezentuje sobą, nawet bez munduru. Zawierzyłem Bogu swoją cześć i przyjąłem hańbę oskarżenia o współpracę z Niemcami i zdradę Narodu z pokorą, za wszystkie moje winy i niedociągnięcia. Gdyby On nie podtrzymywał mnie, na pewno załamałbym się, lecz Pan był przy mnie. Dał mi swój pokój i pewność swojej obecności. Dlatego zawierzyłem mu z całkowitą pewnością, że to w Jego rękach jest moje życie i śmierć, moja rehabilitacja i moja godność żołnierza polskiego walczącego za swój Kraj i wiernego Mu. Wszystko, łącznie z egzekucją, oddałem Chrystusowi, którego ukrzyżowano za nas, który dobrowolnie poszedł na okrutną śmierć, i prosiłem, aby moją przyjął za szczęście mojego Narodu i połączył ze swoją.

Przekazuję Pani przebieg moich myśli już po odczytaniu mi wyroku. Nie byłem wobec nich sam. Był przy mnie Jezus i od tej chwili nie opuszczał mnie. Moim krzyżem była szubienica, ale przez cały czas egzekucji czułem Jego obecność, prawie fizyczną, i miałem pewność, że idę z Nim i do Niego. Więc spieszyłem się w duchu, żeby już prędzej uwolnić się od tej szatańskiej atmosfery triumfującego zła, sadyzmu, nikczemności. Jeżeli Bóg zechce, to sprawia, że człowiek nie tylko nie żałuje, ale prawie odbija się od ziemi, wzlatuje w niebo.

Mogę Panią zapewnić, że momentu śmierci nie pamiętam, właściwie go nie zaznałem. Objęły mnie Jego ramiona, uniosły i przytuliły do serca. Byłem objęty mocnym uściskiem. Czułem bicie Jego ludzkiego Serca. Jezus powiedział: „Przyjacielu mój. Jesteśmy razem, na zawsze już. Patrz, oni sądzą, że cię zabili, a ty właśnie wszedłeś w prawdziwe życie. Chodźmy, sam wprowadzę cię do naszego domu. Wszyscy twoi bliscy i przyjaciele oczekują, by cię powitać. Spotkasz tu całą Polskę w Jej wspaniałości; Ona żyje i rośnie wami. Chodź, synu, pragnę, by cię poznano.”

Później zdałem sobie sprawę, że to nie były słowa, lecz myśli, ale tak mocne, wyraziste, pełne miłości. Pan nasz – królewski, wspaniały, dostojny i nieskończenie święty – wobec mnie stał się przyjacielem, bratem, a jednocześnie jak gdyby najwyższym naszym wodzem, królem, szczęśliwym teraz z tego powodu, że ja Go nie zawiodłem. Znalazłem się wśród bliskich, wśród radości, ale ponieważ Jezus mnie prowadził, wszyscy rozsuwali się z czcią, a On zatrzymał się i, dalej ogarniając mnie ramieniem, powiedział: „Oto żołnierz Polski, który przyniósł jej chwałę. Jest przyjacielem moim, bo zawarł przyjaźń ze Mną i nie odrzucił Mnie w najcięższej próbie. Poszedł za Mną drogą krzyża aż do śmierci, a ofiarował ją za szczęście waszej Ojczyzny. Dlatego będzie jej służył w szczęściu i miłości. Kochajcie go wszyscy, bo zasłużył na cześć i miłość waszą.” Ja się wcale nie chcę chwalić. Pan nasz życzył sobie, bym Pani opowiedział tak, jak było. Otóż nie było sądu ani czyśćca, ani kary czy lęku. Od początku objęła mnie miłość Pana i Jego uszczęśliwienie ze mnie. Pan był promienny, rozradowany tym, że nie wzgardziłem Jego wyborem, nie odrzuciłem „takiej śmierci”, że chciałem wtedy być z Nim. Ale przecież w takiej sytuacji pozostał mi tylko On, a poza Nim była dookoła nienawiść, pogarda, szyderstwo. Czyż mogłem odrzucić jedyną Miłość, jedyną Dobroć, która przy mnie stanęła? Każdy postąpiłby tak samo. Mogę tylko nieustannie dziękować, że Pan nasz zaufał mi i wierzył, że Go nie zawiodę nawet w takich okolicznościach. Z tego jestem dumny. I z tej chwili, kiedy Jezus powiedział: „Oto żołnierz – Polski”, bo dawał mnie za przykład, jak nasza Ojczyzna wychowuje ludzi – Jemu. Właściwie Pan uczcił całą Polskę. Ilu tu nas jest: Grot i Pełczyński (chociaż nie od razu), tylu cudownych towarzyszy broni, tylu cudownych wspaniałych Polaków – od wieków.

– Panie generale, dziękuję panu za wszystko, co pan mi podał. I ja jestem dumna z mojego Kraju i z każdego człowieka, który stawał się świadectwem „polskiego wychowania”. To, co pan powiedział, daje nam wyobrażenie o pomocy Chrystusa Pana dla wszystkich, którzy giną nie wyrzekając się swojego wyboru ani swojej służby. Zapewne i w Katyniu tak Pan nasz stał przy mordowanych?

– I w Katyniu, i zawsze, wszędzie gdzie człowiek ginąc nie odrzuca Go, a nawet tam, gdzie świadomie nie wzywa Boga, bo Go nie zna, lub umiera w takim lęku, cierpieniu czy nieświadomości albo nagle, nie zdając sobie sprawy z tego, że umiera – On jest obecny, bo jest Ojcem, Stwórcą i Zbawcą każdego człowieka. Każde cierpienie, ból, lęk, samotność, głód czy pragnienie miłości, dobroci w warunkach nieludzkich – oczekiwania śmierci lub przesłuchania z jego torturami – każde upokorzenie, sponiewieranie człowieka wzywa doń Chrystusa, Pana naszego, który jest nieskończenie czułą wrażliwością, delikatnością, dobrocią i miłosierdziem. On dał nam wolność pełną i na zawsze, ale też sam naprawia wszelkie krzywdy świata. Dlatego ogromną szansą jest dla nas cierpienie. Ono powoduje, że Jezus odsuwa sprawiedliwość Boga, wobec której nikt nie jest dostatecznie czysty, i mocą swojej dobrowolnej Ofiary, swoją krwią płaci za nas.

Jego Krew jest nieskończoną rzeką zbawienia. Całe narody, ba, cała ludzkość może być w niej zanurzona, obmyta i oczyszczona (oby tylko zechciała). Dlatego teraz, kiedy nadchodzą na nią czasy najgorszego ucisku i cierpienie wciąż rośnie i zalewa coraz szersze połacie globu, oręduje ono za ludzkością i jest to jedyne skuteczne orędownictwo. Ludzkość jest w tak wielkiej części zdeprawowana, zepsuta i pełna zbrodni, że niemożliwe byłoby jej uratowanie (na życie wieczne), gdyby nie cierpienie. Każdy, kto je zadaje, zbliża się ku piekłu, lecz każda ofiara ogarniana jest współczuciem i miłością Pana, a ofiar jest zawsze więcej niż katów. To, co będzie się działo, nas nie dotyczy. Bóg wyłącza nas z hekatomby, bośmy ją już złożyli. Mało – myśmy przebłagali Pana i zyskali Jego ochraniającą, wybaczającą i twórczą miłość. Jak szczęśliwy jestem, że dał mi Pan w swej nieskończonej szczodrobliwości być jednym z mnóstwa tych, którzy uznani zostali przez Niego za godnych, by móc wykupić naszą Ojczyznę Jego sprawiedliwości, stać się sprawcami jej odrodzenia i rozkwitu, jej wspaniałej misji zwrócenia ludzkości znów ku Bogu.

źródło:
http://www.objawienia.pl/anna/anna/sbm-6a.html

Czytaj więcej

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Nowości